Fitz Roy trekking. Patagonia 2009.

Cerro Fitz Roy jest symbolem argentyńskich Andów, rozpoznawalnym nawet bardziej niż Aconcagua, najwyższy szczyt Ameryki Południowej. Jego granitowe, strome zbocza, zakończone wierzchołkiem ostrym jak nóż kuchenny, dominują nad otoczeniem i nie pozwalają oderwać od siebie wzroku.

Fitz Roy z Lago de los Tres

Dla ludzi gór kwintesencją Patagonii jest jednak Cerro Torre, uznawane za jeden z najpiękniejszych i najtrudniejszych szczytów wspinaczkowych na świecie. Cerro Torre wznosi się na 3114 metrów niemalże bezpośrednio z największego lodowca kontynentalnego poza Antarktydą, ale to nie wysokość czyni ten szczyt ekstremalnie trudnym do zdobycia. Jego kształt przypomina ostrokątny trójkąt, zakończony lodowym grzybem. Patagoński wiatr, znany z gwałtownych podmuchów osiągających prędkość do 200 km/h, potrafi zwalić z nóg każdego. W górach, gdzie wiatr wieje bezpośrednio z lodowca, jego siła staje się nieziemska, a dodatkowo niesie ze sobą mroźny deszcz, grad, a najczęściej śnieg. Cerro Torre jest mekką dla wspinaczy skalnych i lodowych, a wejście na jego szczyt to powód do prawdziwej chwały. Wierzchołek, który został zdobyty dopiero w 1970 roku przez Włocha Cesare Maestri, jest owiany legendą i można go podziwiać jedynie przez kilkadziesiąt dni w roku, kiedy odsłania się z chmur.

Cerro Torre

Fitz Roy, choć łatwiejszy do zdobycia, jest nadal wymagającym szczytem, na który wspinają się zaledwie dziesiątki osób rocznie. Jest to góra majestatyczna, otoczona wierzchołkami o kilkaset metrów niższymi, z wyjątkiem położonego w pewnym oddaleniu, ale wciąż tworzącego ten sam masyw, szczytu Antoine de Saint-Exupéry, o wysokości 2 558 metrów. Fitz Roy jest widoczny z odległości ponad stu kilometrów. Gdy pojawił się na horyzoncie, nie miałem wątpliwości, że to on. Jego wyjątkowa, niepowtarzalna sylwetka wyraźnie dominuje nad całym pasmem Andów w tym rejonie.

Pierwszym Europejczykiem, który zobaczył Fitz Roy, był Francisco Moreno Viedma, a później dotarł tam także Charles Darwin oraz kapitan statku „Beagle,” Robert Fitz Roy, którego nazwiskiem szczyt został nazwany przez największego argentyńskiego eksploratora Patagonii – Perito Moreno. Rdzenni mieszkańcy, Tehuelche, nazywali go El Chaltén – „dymiąca góra,” nawiązując do chmur, które często spowijają jego szczyt.

El Chaltén, miejscowość u stóp masywu Fitz Roy, jest dziś stolicą argentyńskiego trekkingu. Nic dziwnego, okolice Fitz Roy i Cerro Torre to doskonały teren dla górskich wędrówek. Dodatkowo, w ciągu jednego do dwóch dni marszu można dotrzeć stąd do Campo de Hielo Continental, największego lądolodu poza Antarktydą.

Dotarliśmy do El Chaltén przed godziną 14:00, pokonując blisko 400 km szutrową drogą RP 288 do Tres Lagos, potem kilkadziesiąt kilometrów kultową RN 40 i blisko 80 km asfaltową RP 23. Po zasięgnięciu informacji w biurze Parku Narodowego Los Glaciares, wypakowaliśmy sprzęt niezbędny na trzy dni trekkingu i pozostawiliśmy samochód na parkingu przed budynkiem. Następnie wyjechaliśmy autobusem do Rio Eléctrico, gdzie zaczynała się trasa do schroniska Los Troncos.

Podczas marszu, który prowadził najpierw przez niskopienne krzewy nirre, a potem przez las drzew lenga, pogoda zaczęła się pogarszać. Zaczęło mocno wiać, co przypomniało nam, że jesteśmy w Patagonii, gdzie gwałtowne zmiany pogody są normą. Zima, wiosna, lato i jesień w ciągu jednego dnia to tutaj reguła, i trzeba być na to przygotowanym. Wyruszyliśmy na trasę w letnim słońcu, ale wkrótce zaczął padać deszcz, następnie ostry wiatr przyniósł chmury gradowe, a na koniec, gdy docieraliśmy do Los Troncos, zaczęła się śnieżyca. Wszystko to wydarzyło się w ciągu niespełna dwóch godzin.

Pijąc gorącą herbatę w barze Los Troncos, zrezygnowaliśmy z rozbijania namiotu i skorzystaliśmy z jedynej okazji w całym rejonie masywu Fitz Roy, by przespać się w schronie na piętrowych łóżkach polowych. Następnego dnia planowaliśmy wczesnym rankiem wyjście w kierunku lodowca Pollone, a następnie powrót i przejście do Campamento Poincenot, oddalonego o cztery godziny drogi. W sumie miało to zająć siedem godzin marszu.

Rano lało i wiało tak, że psa nie wygoniłoby się z domu. Śniadanie zjedliśmy w postaci kanapek przygotowanych przed wyjściem na trasę. Gorącą wodę podrzucił nam w termosie wcześnie rano Eduardo, prowadzący wraz ze swoją dziewczyną Christiną bar Los Troncos, camping i schron. Rezygnując z wyjścia na lodowiec Pollone, mieliśmy czas na kawę i rozmowę z Eduardo i Christiną. Młodzi, oboje z Buenos Aires, traktują pracę w Los Troncos jako kolejny etap podróży po Argentynie. To ich sposób na życie. Do El Chaltén przyjechali jesienią ubiegłego roku i planują zostać tak długo, jak będzie im się podobać. Na razie jest fajnie.

Wracając do Rio Eléctrico, a potem do Hostería Pilar, zastanawiałem się, czy w taką pogodę iść do Campamento Poincenot, czy może zostać na noc w El Chaltén i wyjść w drogę dopiero następnego dnia rano. Ostatecznie zdecydowaliśmy wspólnie, że ruszamy do Campamento Poincenot. Droga z El Pilar wiedzie wzdłuż Rio Blanco, pokonując kilka ostrych podejść, ale trasa nie jest zbyt trudna. Większość trasy prowadzi przez teren pokryty krzewami nirre i wysokimi drzewami lenga, co chroni przed wiatrem, który w przeciwnym razie mógłby być bardzo uciążliwy.

Do obozu dotarliśmy wyczerpani. Mój ciężki plecak dał mi się we znaki. Na miejscu okazało się, że mogłem zaoszczędzić co najmniej 2 kg na wadze, ponieważ woda z pobliskiej Rio Blanco nadaje się do picia, jak głosiły napisy na campingu. Namiot udało mi się rozbić szybko, chociaż była to jego premiera. Praktyka wypraw górskich podpowiadała, że trzeba zrobić gorącą herbatę i wejść do namiotu, aby się ogrzać. Tak zrobiliśmy. Po godzinie doszliśmy do siebie i przygotowałem kolację. Później krótki spacer i niezwłocznie ułożyliśmy się do snu. Wzmagający się wiatr i deszcz napierały na ściany namiotu, ale nie obawiałem się o jego wytrzymałość, wszak to sprawdzona konstrukcja North Face. Marzena włożyła na siebie wszystko, co miała, a i tak szczękała zębami. Mieliśmy ze sobą lekkie, kilogramowe śpiwory, a temperatura na zewnątrz wahała się w okolicach zera stopni. Głównie jej zmęczenie miało wpływ na odczucie zimna. Ja położyłem się w lekkiej piżamie, ale w nocy na wszelki wypadek włożyłem sweter z cienkiej tkaniny Polartec 100. Usnęliśmy dopiero nad ranem.

Kiedy rano wyjrzałem na zewnątrz, wręcz oniemiałem. Słońce świeciło na bezchmurnym niebie, widocznym przez korony drzew. Spojrzałem na zegarek, była siódma rano. Obudziłem Marzenę bez litości. Szybko ugotowałem herbatę i jako pierwsi z całego obozu ruszyliśmy do Lago de los Tres. Po godzinie z okładem stanęliśmy nad jeziorem, które jest jednym z najpiękniejszych w regionie. Lago de los Tres, o krystalicznie czystej wodzie i turkusowym kolorze, otoczone surowymi szczytami Andów, tworzy zapierający dech w piersiach krajobraz. To miejsce jest mekką dla turystów i wspinaczy, przyciągając miłośników przyrody i poszukiwaczy przygód z całego świata.

Lago de los Tres
Lago de los Tres

Trudno wyrazić mój zachwyt i szczęście, że mogłem się tutaj znaleźć przy takiej pogodzie. Przez pół godziny robiliśmy zdjęcia i rozmawialiśmy, nie chcąc się stąd ruszać. Byliśmy sami. Dopiero w drodze powrotnej, tuż przed obozem, spotkaliśmy idącego w górę mężczyznę. Widać, że Argentyńczycy nawet w górach nie zmieniają swoich przyzwyczajeń i nie wstają przed 9 rano… Droga do El Chaltén zajęła nam trzy godziny. Szliśmy wolno, oglądając się wielokrotnie za siebie, przystając na kolejne sesje zdjęciowe, nie mogąc oderwać oczu od bajkowego obrazu masywu Fitz Roy.

Krajobraz z drogi Campamiento Poincerot do El Chalten

W El Chaltén szybko znaleźliśmy nocleg w Cabañas Nevada, a po krótkim odpoczynku udaliśmy się na kolację do wcześniej wypatrzonej restauracji El Mauro, znajdującej się w pobliżu początku trasy trekkingowej pod Fitz Roy. Kolacja zupełnie nieoczekiwanie stała się ucztą, której długo nie zapomnimy. Ja zjadłem z pewnością najlepsze danie z jagnięciny w swoim życiu (Cordero a la pimienta), a Marzena twierdzi, że jej stek z wołowiny również był pierwszorzędny, jeśli nie najlepszy do tej pory. Do tego Malbec Reserva Bodega Salentein – doskonały wybór na zakończenie tak udanego dnia.

Galeria Fitz Roy 2009

https://www.icloud.com/sharedalbum/#B0Z5fk75vUvdDC

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *